Strony

środa, 16 marca 2016

Rozdział 3

"(...) Ty zasługujesz na dużo więcej - na kogoś, kto będzie Cię kochał w każdej sekundzie Twojego życia, kto będzie myślał o Tobie nieustannie, zastanawiając się, co w tej chwili robisz, gdzie jesteś, z kim jesteś i czy czujesz się dobrze. Potrzebujesz kogoś, kto pomoże ci spełniać marzenia i kto ochroni Cię przed tym, czego się obawiasz. Powinnaś mieć u swego boku kogoś, kto będzie traktował Cię z szacunkiem i kochał w Tobie wszystko, a zwłaszcza Twoje wady. Zasługujesz na życie z kimś, kto sprawi, że poczujesz się szczęśliwa, tak szczęśliwa, że wyrosną Ci skrzydła."

~Cecelia Ahern


Zayn P.OV.

- Malik! - warknąłem do słuchawki nie sprawdzając nawet kto próbuje się do mnie dodzwonić od kilku minut.
- D-dzień dobry. - usłyszałem po drugiej stronie niepewny głos, jak sądzę należący do kobiety. Jak ja nienawidzę niepewnych i nieśmiałych ludzi.- pomyślałem przeczesując dłonią moje ciemne, niemalże czarne włosy.  - Nazywam się Melanie Cross. Jestem asystentką Pana Standforda. - dodała po chwili. Kogo to obchodzi?- spytałem sam siebie. Gdy kobieta od dłuższego momentu nic nie mówiła odparłem:
- O co chodzi? - spytałem już nieco kulturalniej. Może nie spędzałem zbyt wiele czasu z ojcem, jednakże zawsze mam w głowie jego słowa: "W dzień możesz być nawet diabłem tasmańskim, lecz szacunek względem kobiety zawsze miej. Pamiętaj! To kobieta cię urodziła, wychowała i da Ci w przyszłości szczęście oraz poczucie, iż nie jesteś sam w tym wielkim świecie".
- Pan Standford prosił, abym poinformowałam Pana o tym, iż nie może pomóc Panu w poszukiwaniu lokum zważywszy na problemy rodzinne, które od pewnego czasu mu towarzyszą. Bardzo Pana przeprasza i jeżeli wyrazi Pan zgodę przekaże pańską sprawę zaprzyjaźnionemu agentowi. - powiedziała już na szczęście nieco śmielej.
- Dobrze. Proszę przesłać mi jego dane na mejla. - powiedziałem rozglądając się po pomieszczeniu pełnym ludzi, w którym nigdzie nie zauważyłem znajomej mi sylwetki.
- Oczywiście, przepraszam za zamieszanie i do widzenia. - rozłączyłem się bez żadnego pożegnania z mojej strony. Jeszcze raz przeczesałem włosy. Spoglądając na zegar ścienny upewniłem się w przekonaniu, że straciłem tylko minuty z życia czekając na przyjaciela. Mruknąłem pod nosem siarczyste "Kurwa" i szukając papierosów w kieszeni kurtki ruszyłem szybkim krokiem w stronę wyjścia. "A niech cię Tomlinson"- pomyślałem otwierając zamaszyście drzwi mając nadzieję, że pomoże to choćby w niewielkim stopniu zminimalizować rozdrażnienie spowodowane ponownym wystawieniem z jego strony. Przez negatywne emocje płynące w moich żyłach nie zauważyłem jak prawie zderzyłem się z niską brunetką. Niestety, chęć zapalenia była większa niż potrzeby przepraszania, dlatego w dalszym ciągu maszerowałem w stronę parku.
- Tomlinson, ja cię zajebie! - krzyknąłem do komórki nie zwracając uwagi na otaczających mnie ludzi. Zaciągnąłem się niedawno zapalonym papierosem czekając na odpowiedź przyjaciela. Nikotyna w moich płucach sprawiła, iż w niewielkim stopniu się uspokoiłem. - Ostatni raz dałem się kurwa tak wrobić. - dodałem gdy w dalszym ciągu nie słyszałem odpowiedzi z jego strony.
- Zluzuj majty, Malik. - powiedział jak gdyby nigdy nic. - Zapomniałem ci po prostu napisać, że wypadła mi nagła wizyta. I jakbyś mógł nie przeklinaj, okey? Mimo, iż mam wyciszony i tak idealnie cię słychać. I pamiętaj! Tylko spokój może cię uratować. - dodał wesołym głosem. Jak cię spotkam nie będzie Ci już tak do śmiechu.
- Idź do diabła, Tomlinson. - rzuciłem rozłączając się, a tym samym nie dając możliwości odpowiedzi Louisowi. Przydepnąłem peta końcem buta i ruszyłem w stronę centrum.

Amanda P.OV.
Kilka dni później.


     "Szybciej, no"- pomyślałam stojąc od 15 minut w korku. Jak zwykle się przeliczyłam sądząc, iż zdążę na czas nawet jeżeli postanowię obejrzeć jeszcze jeden odcinek "2 Broke Girls". Zirytowana zaczęłam wybijać rytm do piosenki puszczanej w radiu. Widząc, że nic nie rusza do przodu postanowiłam ponieść się emocjom i zaczęłam nucić pod nosem znaną mi melodię "Mamma Mia". Te niewinne śpiewanie piosenki przypomniało mi kilka dziecinnych występków, z których nie byli dumni moi rodzice. Z cichego nucenia przeszłam na śpiewanie na całe gardło. Stale patrząc na sygnalizację świetlną zaczęłam uderzać dłońmi o moje uda odziane w przylegające czarne rurki. 

     Czując, iż jestem obserwowana powoli przekręciłam głowę najpierw w lewą stronę. Upewniając się, że ta strona jest "czysta" przekręciłam głowę w prawą stronę. Wykrzykując najważniejszy moment w piosence, a mianowicie "Mamma Mia" moje brązowe tęczówki spotkały się z równie ciemnymi oczami, które błyszczały z rozbawienia. Postanowiłam nie przejmować się nieznajomym i ponownie skupiłam swój wzrok na sygnalizatorze, który w tym momencie zmienił swoją barwę z pomarańczowej na zieloną. Popędzana obawą sporego spóźnienia wcisnęłam gaz do dechy i nie przejmując się tym, że prawdopodobnie łamię przepisy ruszyłam pozostawiając za sobą mężczyznę o ciemnych tęczówkach.
       Lekko poddenerwowana przekraczałam bramę potencjalnego miejsca balu, który mam przygotować na zlecenie Pana Malika. Moja irytacja i pewnego rodzaju strach osiągnęły apogeum w momencie ujrzenia klienta spoglądającego niecierpliwie na zegarek. Nie przedłużając zaparkowałam w pierwszym lepszym miejscu i wyskoczyłam z samochodu. 
- Dzień dobry. Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale miałam mały problem z samochodem. - odparłam ściskając jego dłoń.
- Witam, Panią. Nic się nie stało. Nawet najlepszym się przydarza. Może przejdziemy do punktu naszego spotkania?
- Oczywiście. Kierując się pańskimi wskazówkami przeszukałam bliższą jak i trochę dalszą okolicę Nowego Jorku i muszę przyznać, iż owe miejsce mnie urzekło. Ta trójskrzydłowa budowla zbudowana w stylu neomanieryzmu niderlandzkiego oraz romantyzmu eklektycznego urzeka samym wyglądem. Sytuację polepsza sam fakt położenia. Lasy oraz jeziorka z pewnością pozwolą odpocząć od tłumu i przewietrzyć się. Może przejdziemy do środka? - spytałam orientując się, iż za dużo czasu poświęcam na opisanie zewnętrznej części chociaż to wnętrze ma grać główną rolę. Ale sami powiedzcie jak tu być obojętna na takie widoki? Ruszyłam wskazując sporych rozmiarów drzwi. Pan Malik w odpowiedzi kiwnął głową ruszając za mną. - Pozory mylą. Zdawałoby się, że wnętrze budynku będzie urzekało swoją starodawną architekturą oraz wystrojem wnętrz. Wnętrze zostało wyremontowane po nieprzyjemnych przejściach, które miały miejsce ponad 100 lat temu dlatego wystrój świetnie wpasowuje się w mój zarys imprezy. Marmurowe podłogi oraz schody pozostawię 
bez zbędnych ozdobień, jednakże pozwolę sobie zaszaleć w sali bankietowej.  Zapraszam za mną. - odparłam wskazując dłonią przejście po prawej stronie. - Miejsce samo w sobie co prawda jest piękne, jednakże z moimi aranżacjami będzie nie do opisania. W mejlu zostałam poinformowana, że nie ma Pan wymogów co do kolorystyki dlatego pozwoliłam postawić na granat, złoto oraz czerwień. Wiem, że może mieć Pan przeciwwskazania jednakże zapewniam, że wszystko będzie odpowiednio dobrane; nie przesadzone tylko w sam raz. Proszę za mną. Bordowe zasłony zostaną zastąpione masywnymi płachtami w odcieniu granatu, które będą przepasane złotymi sznureczkami. W lewym kącie sali swoje miejsce zajmie zespół jazzowy, który znany jest na całym świecie. Pozwolę sobie na razie zachować dla siebie ich nazwę.
-Och, uwielbiam niespodzianki. - powiedział ruszając w stronę marmurowych kolumn. - Czy mogłaby Pani jakoś wyróżnić te kolumny? - spytał spoglądając w moja stronę.
Jasne nie ma sprawy. Mam już zamówiony catering. W mejlu prosił Pan o kwadratowe stoły. Sądzę jednak, że w tej sytuacji lepiej sprawdziłyby się okrągłe stoły. Aczkolwiek jeżeli bardzo Panu zależy mogę zmienić moją koncepcję?
- Poddam się Pani woli. - powiedział. Trochę się zmartwiłam. Od początku naszego spotkania żaden kącik jego ust nie uniósł się o chociażby milimetr. A w oczach ciągle tkwi nutka smutku.
- Przepraszam, że pytam - zaczęłam co skupiło jego uwagę na mojej osobie, po chwili niepewnym głosem dokończyłam - czy coś się stało?
- Wszystko dobrze proszę nie zawracać sobie mną głowy. Mam po prostu gorszy dzień. - odparł przecierając twarz dłońmi jak sądzę z bezradności.
-Może udamy się na kawę i porozmawiamy? - spytałam uśmiechając się nieśmiało w jego stronę. Dopiero widząc jego zdezorientowany wzrok zrozumiałam co powiedziałam. - Przepraszam. Nie powinnam wtrącać się w pańskie sprawy. - odparłam zawstydzona. Mam nadzieję, iż moje policzki nie pokrył malinowy róż, jak to często bywa gdy się zawstydzę.
- Spokojnie nic się nie stało, a na kawę z chęcią bym poszedł, ale szczerze mówiąc nie chcę przebywać wśród ludzi. - odparł pocierając kark ze zmieszania - Może zamiast na kawę przejdziemy się dookoła tej rezydencji? - spytał zaznaczając dłońmi przestrzeń dookoła nas.
- Oczywiście. W końcu świeże powietrze jeszcze nikomu nie zaszkodziło. - odparłam uśmiechając się w jego stronę. Po chwili wzajemnego wpatrywania się w siebie ruszyłam w jego stronę łapiąc go pod ramię, a następnie wyprowadzając na zewnątrz. 

      Zaskoczony Pan Malik poddał się działaniom drobnej brunetki. Ruszył wprost jak na razie do nieznanego mu miejsca. Gdy zbliżyła się do niego poczuł się tak jak kiedyś. Jakby jego żona była tu teraz z nim. Zapewne zachwycałaby się pięknem tutejszej okolicy i zrywała napotkane kwiaty, by w ostateczności postawić je w wazonie na środku stołu przy którym całą rodziną jadali obiady. A on, jak zwykle zresztą, zaoferowany jej pozytywnym nastawieniem do życia nie potrafiłby się nie uśmiechnąć widząc swoją ukochaną szczęśliwą.
       Niestety, prawda jest brutalna. Pan Malik już nigdy nie poczuje jak to jest trzymać cały swój świat w swoich ramionach pragnąc uchronić go przed całym złem. Nie będzie mógł dzielić z nią radości z najmniejszej drobnostki tak jak kiedyś. Nie założy niesfornego kosmyka za ucho by mogła w spokoju podziwiać zachód słońca. Nie zaśmieje się widząc ją próbującą zrobić po raz enty najprostsze placki ziemniaczane, których ona za nic, mimo banalnego przepisu i sposobu przygotowania, nie mogła przygotować. Nie poczuje jak to jest zasypiać z najważniejszą osobą w życiu przytuloną do swojej piersi wdychając jej zapach. Nie przeżyje wspólnego poranka w ich nowo wyremontowanej sypialni ani nie dowie się jak smakują jej usta w podzięce za pyszne śniadanie, które on by przygotował po prostu w podzięce za to, że JEST. 
        Jedyne co może teraz zrobić to okupywać codziennie znicz i mimo zmęczenia podążać na cmentarz i powiedzieć: "Kocham Cię Skarbie." nad grobem ukochanej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz