Strony

poniedziałek, 22 lutego 2016

Rozdział 2

„Miłość to nie jest ta jedna chwila, kiedy dziewczyna patrzy chłopcu w oczy i czuje, że ziemia usuwa jej się spod nóg, a w jego duszy dostrzega to wszystko, za czym tęskni jej własna. 
Miłość przychodzi powoli, nigdy nie myląc drogi, a składają się na nią, w równych proporcjach, szacunek i wzajemnie wsparcie.”

~ Jodi Picoult


-I jak, jest taki przystojny jak ukazują go wszystkie brukowce? - Usłyszałam pytanie z ust mojej przyjaciółki wraz, z którą wynajmuję apartament w jednej z bogatszych dzielnic Nowego Jorku.
- Nawet bardziej. - odparłam wgryzając się w trzymane w dłoni jabłko. Po chwili, którą poświeciłam na przyglądanie się mojej przyjaciółce postanowiłam usiąść. - Co przeglądasz? - spytałam biorąc w wolną dłoń kartkę z danymi, jak przypuszczam jednego z wielu klientów kancelarii, w której pracuje.
- Dzisiaj moje biuro odwiedził kierownik jakiegoś większego sklepu, który twierdzi, że konkurencja z zazdrości rozbiła w jego sklepie szybę, a następnie zabrała najważniejsze dokumenty dotyczące umowy z jakąś tam włoską firmą, o którą się ubiegali. - powiedziała nie podnosząc wzroku znad papierów. - Facet myśli, że jak przyjdzie do prawnika to on zrobi tak by było na jego. Niestety, pomylił biura. Ta sprawa śmierdzi na kilometr. Jebany naciągacz.  - niemalże warknęła, dopiero spoglądając w moją stronę.
- Dlaczego?-spytałam z ciekawością wzruszając ramionami, ponieważ nie zauważyłam niczego podejrzanego w dokumentach. po czym wstałam ze swojego miejsca by móc udać się do kosza na śmieci, a co za tym idzie? Również na ogryzki. - Aż tak nakręcił? - dodałam zajmując poprzednie miejsce. Spojrzałam na nią zainteresowana.
- Gdy spytałam czym została rozbita szyba odparł prosto z mostu, że był to kamień wielkości pięści, tylko szkoda, że na miejscu policja nie znalazła żadnego potencjalnego przedmiotu, który mógłby zbić grube szkło. A skąd by wiedział, że to właśnie kamieniem rozbito szybę? - spytała poprawiając okulary korekcyjne, które zakładała tylko gdy czekała ją dłuższa robota.
-Wiesz, tak jakby kamień to pierwsza rzecz, która przychodzi ci na myśl w takiej sytuacji.-odparłam. W końcu nikt nie jest na tyle głupi, aby rozbijać szybę ławką bądź gałęzią. - A kamery? - spytałam przyglądając się zdjęciu budynku, w którym było potencjalne włamanie- Wyłączone były, prawda? - dodałam nie słysząc żadnej reakcji ze strony przyjaciółki. Ta tylko pokręciła przecząco głową. - Ale przecież jak nie tu, to w innym sklepie. W którymś muszą być zewnętrzne kamery.
- Nie wiem, nie mam już siły na robotę. Od szóstej zapierdalam na nogach bez żadnego odpoczynku. Jutro nad tym pomyślę w pracy. - powiedziała zbierając dokumenty do czerwonej teczki, której wcześniej nie zauważyłam przez ogrom dokumentów i zdjęć rozrzuconych po stoliku i podłodze. - Wychodzisz gdzieś jeszcze? - spytała wskazując na mój galowy strój składający się z malinowej koszuli oraz czarnej przylegającej spódnicy, w którym odbyłam dzisiejsze spotkania.
- Nie, po prostu byłam zbyt leniwa, aby zasuwać na piętro tylko po to by się rozebrać, a później i tak tu do ciebie wrócić. Może wieczór filmowy? - spytałam przeciągając się na wygodnej kanapie. Dziewczyna w odpowiedzi pokiwała z uśmiechem głową. Bez zbędnych pytań rozstałyśmy się. Ona poszła do swojego gabinetu odłożyć papiery, a ja do kuchni po zestaw towarzyszący nam w takie jak ten wieczory. Gdy kieliszki do wina znalazły sobie miejsce na stoliku pełnym przekąsek udałam się w stronę mojego pokoju mieszczącego się na piętrze. Właśnie w takich sytuacjach moja zazdrość tylko się potęgowała. Nawet po mały bibelot muszę zasuwać na piętro podczas gdy ona przekroczy tylko próg.

***

      W pośpiechu piłam swoją kawę zakupioną w kawiarni na rogu Wall Street. Patrząc na zegarek po maratonie filmowym wiedziałam, że zaśpię, ale nie aż tak! Albowiem dochodziła godzina 11.00. Przez pośpiech nie zdążyłam nawet zjeść śniadania, a co za tym idzie? Nie wypiłam życiodajnej dla mnie kawy, dlatego byłam zmuszona wydać na zwykłą kawę 9$, którą w domu miałabym pratycznie za darmo. Zdzierstwo ze zwykłego człowieka.
     Zdenerwowana spoglądałam na zegarek w moim telefonie przekraczając próg biura, w którym był tłok jak nigdy dotąd.  Jeden plus, że przynajmniej nie miałam spotkań dzisiejszego dnia. Lekko zdezorientowana podeszłam do lady, za którą siedziała Ashley, sekretarka, którą zatrudniłam jak rozpoczynałam swoją działalność.
- Co się dzieje? - spytałam stojąc na przeciwko niej. Dziewczyna lekko podskoczyła na dźwięk mojego głosu przez co trzymana przez nią kawa rozlała się tworząc plamę na jej kremowej bluzce na co mimowolnie się skrzywiłam.W momencie gdy otwierałam usta w celu zaproponowania dziewczynie chwilowej zamiany by mogła ona zmienić bluzkę usłyszałam dobrze znany mi głos, Pani Crown, "zwolenniczki" moich pomysłów. Upierdliwa baba. Posłałam Ashley pocieszające spojrzenie i odwróciłam się w stronę kobiety. Tak jak zgadywałam. W moim kierunku podążała wysoka brunetka bez żadnej zmarszczki na twarzy odziana w płaszcz od Armaniego oraz w botki, w których ja zapewne bym straciła równowagę i leżała dopóki ktoś nie pomógłby mi wstać.
- Amanda, słoneczko! - Niemalże wykrzyczała mi do ucha gdy mnie przytulała. Nie chcąc wyjść na niewychowaną dziewuchę ze wsi oddałam uścisk. Czując, iż kobieta nie ma zamiaru się odsunąć zrobiłam pierwszy krok w tym kierunku.
- Witam Pani Crown. Zapraszam do siebie. - powiedziałam zaczynając się kierować w stronę mojego biura, które mieściło się na 4 piętrze. Słysząc dźwięk uderzania szpilek o posadzkę byłam utwierdzana w przekonaniu, iż kobieta ciągle podąża za mną. Gdy drzwi windy otworzyły się przepuściłam kobietę jako pierwszą.
- Czy mówiłam ci już jak uwielbiam Twój gabinet? - spytała zasiadając na fotelu naprzeciwko biurka wykonanego z ciemnego drewna. Chociaż raz mogłaby powiedzieć coś innego niż to. Za każdym razem gdy to słyszę moja głowa zaczyna pulsować, przez co po spotkaniu z nią muszę pić te ohydztwo, nazywane melisą. Bleee, ohyda!
     W momencie gdy przekraczałeś drzwi gabinetu mogłeś cieszyć swój wzrok panoramą Nowego Jorku, co prawda 4 piętro to nie tak dużo, jednakże zawsze coś. Po prawej stronie pomieszczenia znajdowało się wcześniej wspomniane biurko, na którym znajdował się jedynie laptop. Cała ściana za biurkiem zakryta była regałami, które zastawione były różnego rodzaju segregatorami oraz książkami. Natomiast po lewej stronie znajdował się mój kącik relaksacyjny, w którym spędzałam czas między spotkaniami z klientami lub gdy miałam po prostu dość wpatrywania się w projekty. Niewielki stolik, kominek oraz sofa w zupełności mi wystarczały. Kolorystyka mojego gabinetu w przeciwieństwie do całego wnętrza budynku była zachowana w spokojnych barwach, takich jak: złoto, beż oraz kolor kremowy.
- Raz może dwa. - odparłam, chociaż w rzeczywistości powtarza mi to za każdym razem gdy mnie odwiedza, czyli średnio dwa razy w tygodniu. - A więc co Panią sprowadza do mnie? - spytałam mając nadzieję, iż nic ważnego i niedługo już sobie pójdzie. Jak kochałam spędzać czas z ludźmi tak z nią nienawidziłam. I nie chodzi mi o to, że odpycha mnie jej wygląd czy też charakter. Stwierdzając, iż jest w pewien sposób zaniedbana popełniłabym karygodną zbrodnię albowiem Pani Anna była jedną z elegantszych osób jakie znam, a znam dzięki mojemu zawodowi, nie chcąc się chwalić, znam całkiem sporo . Oczywiście mogłabym z nią od czasu do czasu porozmawiać przy kawie, ale na Boga nie tak często! Według mnie jest po prostu zbyt nachalna według osoby nieznajomej, którą jakby nie patrzeć jestem.
- Och to nic ważnego. - odparła machając dłonią. Więc po co przyszłaś? - spytała moja podświadomość, jednakże kultura i odpowiednie wychowanie, które było mi wpajane w domu rodzinnym nie pozwoliły mi na wypowiedzenie moich myśli na głos. - I mówiłam ci już nie mów na Pani, bo to mnie postarza, a mam tylko 44 lata. Mów mi Anna.- Tak, tak "mamo".
- No więc... Anno. - zaczęłam odpalając laptopa - Z chęcią bym z tobą porozmawiała, lecz sporo pracy przede mną i niestety nie mam zbytnio czasu. - Odparłam spoglądając na nią przepraszającym wzrokiem. Chociaż jakby nie patrzeć przydała mi się na coś. Dzięki niej mam wyćwiczone wszelakie wymówki oraz mimikę twarzy do perfekcji. Zbyję już każdego z kim nie będę miała ochoty rozmawiać.
- Ja tylko na chwilkę. Chciałabym się spytać czy zaprojektowałabyś mi moje biuro? Ostatnio kupiłam dom za miastem, by móc czasami odpocząć od tego gwaru. Tutaj mam wszelakie wymiary i informacje, które będą ci niezbędne w projektowaniu. - Wyobrażając sobie mój napięty grafik przyjęć, które mam zorganizować w najbliższym czasie i zarwanych przez nie nocy, chciałam zrezygnować. - Wiem, że zapewne masz sporo zajęć w najbliższym czasie, ale bardzo mi zależy na tym abyś to właśnie ty zaprojektowała je. - Wynajęcie projektanta nie boli.- pomyślałam.
- Anno - zaczęłam niechętnie przejmując od niej teczkę z informacjami - obecnie muszę zająć się moją pracą, natomiast hobby muszę przełożyć na kiedy indziej, dlatego radziłabym ci zatrudnić prawdziwego projektanta niż mnie. - Skończyłam mówić włączając pocztę pełną wiadomości.
- Och, to nie ważne. Zrobisz jak będziesz miała czas, nie zależy mi zbytnio jeżeli chodzi o czas, także nie śpiesz się. - powiedziała posyłając w moją stronę uśmiech, który mimowolnie odwzajemniłam. Po prostu powiedz, że nie chcesz wydawać pieniędzy skoro masz pod nosem mnie. - A teraz przepraszam, ale mąż zaprosił mnie na lunch. - pożegnała się i tak jak ma w zwyczaju wyszła trzaskając drzwiami. Po kilku sekundach przeniosłam swój wzrok z drzwi na niebieską teczkę. Ciężkie westchnięcie wyszło z moich ust. Nie chcąc zawracać sobie głowy Panią Crown wrzuciłam teczkę do jednej z szuflad i wzięłam się za pracę.

***

     Z towarzyszącą mi frustracją przeczesałam włosy, które tym razem pozostawiłam rozpuszczone. Stanęłam na palcach z nadzieją, iż mimo tłumu dojrzę miodowe włosy Nathalie, mojej drugiej przyjaciółki. Niestety, mimo kolejnych minut nigdzie jej nie zauważyłam. Zdenerwowana zaczęłam przygryzać wargę w geście irytacji. W pewnym momencie poczułam wibracje na lewym pośladku. Z nadzieją przeczytania wiadomości od Natt odblokowałam telefon.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Od: Nathalie o.0 o.0
Do: Amanda

Treść: Przepraszam, ale nie mogę przyjść. Rodzice zrobili najazd :((((. Wynagrodzę Ci to skarbeńku w łóżku :*

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     Prychnęłam pod nosem ponownie czytając koniec wiadomości. Mimo upływu kolejnych lat oraz zdobycia przez nas zawodów, dziewczyna w dalszym stopniu pozostała zboczona i dziecinna.
     Bez zbędnych słów odwróciłam się w stronę wejścia do kina. Przez zdenerwowanie, które płynęło w moich żyłach nie zauważyłam jak drzwi otwierają się, a wychodzi z nich postawny mężczyzna. Najwyraźniej mnie nie zauważył. Mimo, iż wiedziałam, że za dosłownie trzy minuty zaczyna się seans, postanowiłam przyjrzeć się sylwetce mężczyzny. Długie, szczupłe nogi, które z chęcią bym mu ukradła i zamieniła je z moimi, krótkimi i nie do końca szczupłymi. Jędrne pośladki idealnie wyeksponowane przez ciasne ciemnego koloru spodnie. Szerokie bary odziane w skórzaną kurtkę i na koniec wisienka na torcie. Gęste i czarne jak smoła włosy powiewające na delikatnym wietrze. Jeszcze w pakiecie piękne czekoladowe oczy i byłabym w raju. Jak to mówiłyśmy z dziewczynami na studiach: "Jest na co popatrzeć? To bierz się za niego i niech sukom wyjdą gały na jego widok przy twoim boku."


--------------------------------------------------------------------------------------------

Dodałam nową zakładkę "Poboczni bohaterowie", w której znajdziecie nowe postaci :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz